Gregor Deschwanden dziesiątym szwajcarskim "podiumowiczem" PŚ

  • 2023-12-10 20:11

Simon Ammann i Andreas Kuettel  - to zapewne pierwsze skojarzenia kibiców związane ze skokami narciarskimi w kraju zegarków, czekolady i legend narosłych wokół bankowych skarbców.  W 2019 roku w historii skoków dzięki medalowi mistrzostw świata zapisał się Kilian Peier, dziś zrobił to dzięki podium Pucharu Świata i rekordowi skoczni w Klingenthal Gregor Deschanden. Przy okazji tego nie do końca spodziewanego sukcesu Helweta proponujemy sięgnięcie do historii szwajcarskich skoków, przybliżenie sylwetek kilku zasłużonych skoczków z tego kraju. Skupimy się jednak przede wszystkim na erze sprzed sukcesów Simona Ammanna, gdyż ta jest kibicom dobrze znana. 

Podia w Pucharze Świata

Gregor Deschwanden został dziś dziesiątym zawodnikiem ze Szwajcarii z podium Pucharu Świata. Jego dzisiejsze "pudło" jest 119 takim wyczynem w wykonaniu reprezentantów Szwajcarii.
Podiumowicze: Hansjoerg Sumi (5 podiów; pierwsze w 1980), Robert Moesching (1;1980), Gerard Balanche (1;1985), Stefan Zuend (12 ;1990), Sylvain Freiholz (1;1993 + brązowy medal MŚ'97), Bruno Reuteler (2;1997), Simon Ammann (80;2001 + 9 medali IO i MŚ) Andreas Kuettel (15;2004 + złoty medal MŚ), Killian Peier (1;2019 + brązowy medal MŚ), Gregor Deschwanden (1;2023). 

A teraz przenieśmy się w bardziej odległą przeszłość.

Przed wojną

Pierwsze duże sukcesy szwajcarskich skoczków miały miejsce jeszcze przed II Wojną Światową. W 1931 roku w Oberhofie srebrny medal wywalczył Fritz Kaufmann. Lepszy od niego okazał się tylko legendarny Norweg, Birger Ruud. Rok później olimpijskie zmagania w Lake Placid zakończył na wysokiej szóstej pozycji. Skoczek ten słynął z niezwykłej odwagi i brawury. W 1939 roku razem z kuzynem, Christianem Kaufmannem, wykonał skok w "tandemie". Dla obu śmiałków okazał się on brzemienny w skutkach. Fritz doznał złamania górnej szczęki i żeber, a Christian złamania nadgarstka i wstrząsu mózgu. Wicemistrz świata z Oberhofu w 1941 roku popełnił samobójstwo. Miał zaledwie 35 lat.

W 1933 roku Szwajcarzy świętowali swój największy przedwojenny sukces w skokach. Podczas mistrzostw świata w Innsbrucku Marcel Reymond wywalczył złoty medal. O laury na tej imprezie było jednak o tyle łatwiej, że na jej starcie zabrakło bezkonkurencyjnych wtedy na świecie Norwegów. Powodem miały być wielopłaszczyznowe tarcia na linii FIS-Norweski Związek Narciarski, między innymi przedłużające się, problematyczne starania o przeforsowanie kandydatury Norwega, kpt. Oestgaarda, na przewodniczącego Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Skandynawom miało się też nie spodobać włączenie do programu imprezy narciarstwa alpejskiego. Był to jedyny znaczący wyskok Reymonda w karierze. Tak czy inaczej, jego sukces powtórzył dopiero Simon Ammann, zdobywając złoto mistrzostw świata w Sapporo w 2007 roku. 

Rewolucjonista

W tym roku w wieku 96 lat odszedł Andreas Däscher, były szwajcarski skoczek narciarski, znany najbardziej z tego, że na przełomie lat 40. i 50. zrewolucjonizował skoki narciarskie, wprowadzając nowy styl skakania. Jego "odkrycie" było czymś na miarę "wynalezienia" stylu V przez Bokloeva. Jedno z najbardziej znanych porzekadeł w naszym kręgu kulturowym mówi o tym, że historia lubi się powtarzać. Każdy szanujący się kibic dobrze zna historię Jana Bokoleva i okoliczności, w jakich rozkładanie nart w kształcie litery V zrewolucjonizowało skoki narciarskie. Nie trzeba więc specjalnie przypominać tego, że nowy styl "wynalazł" przypadkiem, że sędziowie karali go odejmowaniem not za styl itd.

Ale jeśli przeniesiemy się kilka dekad wstecz, możemy napotkać na sytuację łudząco podobną. Andreas Däscher urodził się w Davos w 1927 roku. W latach 1948-1960 czterokrotnie startował w igrzyskach olimpijskich. Najlepiej spisał się w Cortinie d'Ampezzo w 1956 roku, zajmując wysokie, szóste miejsce. Cztery lata później był chorążym reprezentacji Szwajcarii podczas inauguracji igrzysk Squaw Valley. Jego mocną stroną były skocznie mamucie, plasował się na drugim miejscu Tygodnia Lotów Narciarskich w Oberstdorfie i Bad Mitterndorf. Przez chwilę był rekordzistą świata, po tym jak na niemieckiej skoczni wylądował na 130 metrze. Na swoim podwórku nie miał równego sobie rywala, dziewięciokrotnie sięgał po tytuł mistrza Szwajcarii. Ale to nie wyniki uzyskiwane na skoczniach uczyniły go ważną dla dziejów dyscypliny personą. - Lata dzieciństwa spędziłem w Davos. Na wysokości 1500 m n.p.m. mieliśmy ostre, długie zimy. Było nas około 15 chłopców, którzy wzajemnie się motywowali do aktywności fizycznych. Skakaliśmy z każdej górki, skarpy i porównywaliśmy odległości skoków. Każdy chciał być najlepszy. Nie mieliśmy trenerów, uczyliśmy się od siebie - mówił przed kilkoma laty były skoczek w rozmowie z portalem anzeigervonsaanen.ch, w której opowiedział o kulisach związanych z "wynalezieniem" nowego stylu.

- W St. Moritz, gdzie trenowaliśmy przed igrzyskami olimpijskimi, trenerzy powtarzali mi, żebym w końcu wyciągnął ręce do przodu i machał nimi jak wszyscy inni skoczkowie narciarscy. Ja też tego chciałem, próbowałem raz po raz, ale nie mogłem. To po prostu mi nie wychodziło. Trenerzy krytykujący mój styl mieli rację, bo regulamin mówił czarno na białym: „lekko wymachując rękoma przed tułowiem” - wspominał Däscher. Po II Wojnie Światowej skoczków wciąż obowiązywał styl kongsberski, technika stworzona przez Norwegów Jacoba Thullina Thamsa i Sigmunda Ruuda. Charakteryzowała się zgięciem ciała w biodrach i wymachiwaniem rękami. Szwajcarski skoczek trzymał je jednak wzdłuż ciała, w kierunku nóg. - Skakałem daleko, ale zawsze byłem karany przez sędziów za mój nieregulaminowy styl. Aż pewnego dnia przyszedł do mnie dr. Reinhard Straumann, szwajcarski inżynier lotniczy i były skoczek narciarski z Waldenburga. Powiedział, że wszyscy się mylą, a to właśnie mój styl jest właściwy, że właśnie tak trzeba skakać, że zostało to naukowo udowodnione. Profesor Straumann zapytał mnie, czy zgodziłbym się wejść do tunelu aerodynamicznego - opowiadał Szwajcar.

- Trenowaliśmy i testowaliśmy moją technikę w tunelu aerodynamicznym w Emmenbrücke przez około dwa tygodnie. Naukowcy, często obecni w liczbie dwudziestu, mierzyli i rejestrowali ogromne ilości danych. Profesor Straumann był bardzo zadowolony z wyników. Powiedział, że władze federacji narciarskiej muszą wreszcie zmienić swoje przepisy. Ale to wymagało czasu! Dopiero w 1958 roku Międzynarodowy Związek Narciarski FIS postanowił zmodyfikować regulamin i ogłosił styl Däschera jako punkt odniesienia dla sędziów - wyjaśniał szwajcarski rewolucjonista. Jego technika stała się obowiązującą aż do początku lat 90. Däscher z zawodu był monterem instalacji sanitarnych i grzewczych. Prowadził własną firmę, zatrudniając ponad dwudziestu pracowników. Jak sam często powtarzał niezwykle rzetelnych i kompetentnych, dzięki czemu mógł pogodzić sport, dalekie podróże i odpowiedzialność za prowadzony biznes. Przez 70 lat był żonaty, miał syna i dwie córki. Wielką tragedię przeżył w 2019 roku. W ciągu kilku tygodni stracił żonę i syna. Od dziewięciu lat mieszkał w domu spokojnej starości.

Jan Bokloev nie jest jedynym, któremu przypisuje się prekursorstwo względem styl V. Prawo do niego rości sobie Mirosław Graf ze Szklarskiej Poręby skaczący na przełomie lat 70. i 80. Pierwszym z kolei skoczkiem, który odniósł sukces, skacząc "fałką", był Jiri Malec z Czechosłowacji, którego historię szczegółowo przedstawiliśmy >>>TUTAJ<<<. Tak samo w przypadku stylu, nad którym pochylamy się w tym tekście, często nie ma jednoznaczności. Wszystko za sprawą Ericha Windischa, niemieckiego skoczka, który w tym samym czasie latał bardzo podobnie do Däschera. Ręce wzdłuż tułowia trzymał z uwagi na problemy po zwichniętym barku (tu znów analogia do Bokloeva, który rozkładał szeroko narty po kontuzji nogi). Windisch był rekordzistą świata w długości skoku, tyle, że na... nartach wodnych. Po ponownej kontuzji barku zakończył przygodę z narciarstwem w wieku 24 lat. Resztę życia spędził w Stanach Zjednoczonych. Styl klasyczny, czyli równoległy, bywa niekiedy zamiennie nazywany techniką Däschera lub Windischa. Niektórzy jednak rozróżniają oba te style, wskazując, że Szwajcar był bardziej płasko, aerodynamicznie wyłożony na nartach, a jego ręce bardziej przylegały do ciała.

Walter Steiner - superlotnik, snycerz, kościelny...

W ścisłej czołówce najlepszych szwajcarskich skoczków poczesne miejsce na zawsze będzie należeć się Walterowi Steinerowi. Temu, który w Sapporo w 1972 roku przegrał olimpijskie złoto o 0,1 pkt. z Wojciechem Fortuną, dwukrotnie stawał na podium Turnieju Czterech Skoczni i po dziś dzień należy do najznakomitszych specjalistów od lotów narciarskich w historii. Urodzony w Wildhaus snycerz (rzeżbiarz w drewnie) był bohaterem cenionego filmu dokumentalnego wyreżyserowanego przez Wernera Herzoga: "Wielka ekstaza snycerza Steinera".

Równie ciekawa co jego kariera jest jego sportowa emerytura, którą spędza w Szwecji. O tym, czym zajmował się w Skandynawii, gdy przestał skakać opowiedział w 2016 roku w trzecim numerze Hill Size Magazine: - Podczas mistrzostw świata w Falun w 1993 roku pracowałem w tutejszym hotelu. Kiedy impreza się skończyła, hotel zamknięto, a ja szukałem nowej pracy. W tym czasie mieszkałem już z żoną, więc stała praca była mi bardzo potrzebna. Zacząłem pomagać w szkołach, to był fajny czas. Dostrzegł mnie architekt pracujący na tamtejszej budowie i zaproponował pracę. Dlatego od 2000 roku pracowałem jako złota rączka na plebanii i wokół niej. Niestety potem zjawili się socjaliści. Nie lubili mnie, wręcz nienawidzili, bo wykonywałem swoją pracę dobrze i sumiennie...".

Z wieży kościoła, w którym pracował widać było skocznię narciarską, na której startował w ramach mistrzostw globu w 1974 roku i  na której o zaledwie 0,2 pkt. przegrał brązowy medal. Na tej  skoczni poznał swą przyszłą żonę, Gunillę, za sprawą której zdecydował się przenieść na północ Europy. Jego małżeństwo nie przetrwało jednak próby czasu. Steiner nadal mieszka w Szwecji, od lat bierze udział w mistrzostwach weteranów w biegach narciarskich. Latem 2019 roku Szwajcar zawitał do Polski. Został zaproszony przez dawnego rywala z Sapporo, Wojciecha Fortunę, na odsłonięcie tablic sportowców w podsuwalskim ośrodku sportów wodnych i zimowych Szelment. - "Z Walterem nie widzieliśmy się 45 lat" - mówił w Fortuna, mieszkający nad Kanałem Augustowskim w rozmowie  z portalem Suwałki24.pl - "Gościmy go od kilku dni, w Gorczycy chodziliśmy na grzyby i ryby, w Szelmencie odpoczywa, jeździ na nartorolkach". Steiner oficjalnie zakończył karierę w 1978 roku, natomiast w połowie lat 80. wrócił na jakiś czas na skocznię, zaliczając kilka konkursów w Pucharze Europy. Współpracował wówczas z firmą produkującą sprzęt narciarski i uczestnicząc w zawodach, testował go "na żywym organizmie". Jak twierdzi, jeszcze przed erą Bokloeva rozchylał podczas lotu narty w kształt litery V.  

Ze skoczni do banku

Najlepszym skoczkiem spośród Helwetów w erze Pucharu Świata do czasu wystrzału formy Simona Ammanna był Stefan Zuend. W ścisłej światowej czołówce znajdował się w latach 1990-92 głównie dzięki temu, że jako jeden z pierwszych opanował styl V. W sezonie 1990/91 zajął drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, przegrywając tylko z byłym trenerem reprezentacji Austrii, Andreasem Felderem. Tamtej zimy przyznano mu też Małą Kryształową Kulę za loty narciarskie. Łącznie w swej karierze dwanaście razy stawał na pucharowym podium, czterokrotnie był to jego najwyższy stopień.

Gdy nowatorskiego stylu układania nart w powietrzu zaczęli uczyć się inni skoczkowie, Zuend stracił swoją przewagę i z roku na rok coraz bardziej obniżał swoje loty. Karierę skoczka oficjalnie zakończył po sezonie 1995/96 w wieku 26 lat.. W ostatnim okresie swej kariery czołowe lokaty był w stanie osiągać tylko w zawodach niższej rangi. Ale nie tylko słabe skoki były powodem rozbratu ze skocznią. Szwajcar nie był w stanie dłużej utrzymywać restrykcyjnej diety, koniecznej do utrzymania odpowiedniej dla skoczka wagi. Krótko po zawieszeniu nart na hak rozpoczął międzynarodową dyskusję na temat tendencji do coraz bardziej ekstremalnego zbijania wagi wśród skoczków. Jego krytyka stała się jednym z impulsów do zmian w tym zakresie, które FIS wprowadziła w końcu w 2004 roku. Urodzony w Zurychu skoczek szybko odnalazł się w nowej rzeczywistości. Skończył studia prawnicze, a od 2005 roku pracuje w jednym z banków w Księstwie Liechtensteinu. 

Drużyna

Szwajcaria raz jeden tylko stanęła na podium konkursu drużynowego Pucharu Świata. Miało to miejsce 12 stycznia 1992 roku w Predazzo podczas pierwszych pucharowych zmagań drużynowych w historii. Trzecie miejsce wyskakała wówczas czwórka w składzie: Yvan Vouillamoz, Sylvain Freiholz, Martin Trunz i wspomniany wcześniej  Stefan Zuend. Od blisko 32 lat Helwetom nie udało się powtórzyć tej sztuki. Co ciekawe, mimo to w sezonie 2006/07 finiszowali oni na trzecim miejscu klasyfikacji generalnej Pucharu Narodów, minimalnie wyprzedzając Finów. Na korzyść Szwajcarów zadziałało m.in. to, że tamtej zimy rozegrano zaledwie dwa konkursy drużynowe. Znakomita postawa w przekroju całego sezonu Simona Ammanna i Andreasa Kuettela oraz punkty wywalczone przez Michaela Moellingera i Guido Landerta pozwoliły odnieść Szwajcarom niespodziewany sukces. 


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (6602) komentarze: (17)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Arturion profesor
    @Bernat__Sola

    Tydzień Lotów czasami pokazywali. A skok Steinera to widziałem chyba w części sportowej "Dziennika TV". ;-)
    Myśmy w szkole czasami rozmawiali o skokach, choć głównie o zwycięzcach (ale i tak drużyna Górskiego, to był temat ze sportu nr 1, później też kadra Wagnera). Bardziej pamiętam późniejsze "nudne czasy" seryjnych zwycięstwa Aschenbacha. :-)

  • Bernat__Sola profesor
    @Bernat__Sola

    Ponadto:
    - w 1916 roku w Klosters (też przed własną publicznością) Balthasar Wasescha upadał na 58. i 60. metrze (a rekord wynosił wówczas 54 m),
    - Badrutt już w 1928 roku skakał w Pontresinie 73,5 metra, ale poza zawodami, w związku z czym rekordu nie uznano (wynosił wówczas 73,1 po przeliczeniu ze stóp). Potem w 1930 upadł tam po próbie na 74,5 metra (rekord był wówczas wciąż ten sam - 73,1), zanim kilka dni później w końcu udało mu się zostać oficjalnym rekordzistą świata,
    - w 1948 w Planicy 121 metrów skoczył z upadkiem Charles Blum (rekord wynosił wówczas 118 metrów), dzień przed tym, jak jego rodak Tschannen ustał 120 metrów,
    - no i Steiner trzykrotnie upadał na odległościach dłuższych od rekordu - w 1973 w Oberstdorfie na 175. i 179. metrze i rok później w Planicy na 177. metrze.

  • Bernat__Sola profesor
    @Skokownik

    Warto wspomnieć, że Pontresina i Villars to szwajcarskie skocznie, więc te rekordy świata Badrutt i Ruchet ustanawiali przed własną publicznością.

    @Arturion: To wtedy TVP pokazywała cokolwiek oprócz IO, MŚ i TCSu?
    (Kurczę, chciałem napisać, że "miałeś 10 lat, gdy usłyszał o nim świat", ale chyba jednak mialeś wtedy jeszcze 9 :P).

  • Arturion profesor
    @Skokownik

    Grenerud niedawno wspominał. że na początku uczył się podobnie. :-)
    A Wosipiwo i Steinera rekordowe skoki pamiętam! Jak przez mgłę, ale jednak.

  • Skokownik weteran

    Miło, że z okazji sukcesu Deschwandena przypomniano sukcesy Szwajcarów w skokach narciarskich i zarazem kawał historii skoków narciarskich. Najciekawsze dla mnie było wspomnienie zapomnianych mistrzów sprzed wojny oraz z lat tuż po wojnie. Brakło mi jednak wzmianki o Fritzu Tschannenie, który w 1948 roku skacząc 120 metrów w Planicy został rekordzistą świata. Również inni Szwajcarzy jeszcze przed wojną byli rekordzistami świata - Adolf Badrutt(Pontresina 1930; 75m), Henry Ruchet(Villars 1933; 87m) i Fritz Kainersdorfer(Ponte di Legno 1935; 99,5m - ostatni niestumetrowy rekord świata). Rekord świata należał też swego czasu do wspomnianego w artykule Waltera Steinera(Planica 1974; 169m - było to wyrównanie rekordu Heinza Wosipiwo). Bardzo ciekawe dla mnie jest to, że Andreas Daescher był swego rodzaju skokowym samoukiem - uczył się skoków podczas zabawy z kolegami. On od nich i oni od niego. W dzisiejszych czasach, gdzie sport jest mocno sprofesjonalizowany, coś takiego by już nie przeszło.

  • Tomek88 profesor

    Gregor trzyma formę i miło się go ogląda. Trzymam kciuki za dalsze sukcesy tej zimy, teraz Engelberg "jego" skocznia. Może powalczy o kolejne podium?.

  • Tomasz_1982 początkujący

    Utalentowanych Szwajcarów nie brakuje. Abdul z Zulusem powalczą niedługo o najwyższe stopnie.

  • Brygadzista doświadczony

    Przy podiach i osiągnięciach Keuttel zdobył złoto na mistrzostwach świata w Libercu 2009

  • Adrian D. redaktor
    @ms_

    Cześć tego tekstu była publikowana już wcześniej, tu została skompilowana z nowym materiałem. Jak widać zostało w tekście kilka chochlików, za ich wskazanie dziękuję, już poprawione.

  • ms_ doświadczony
    Deschwanden

    Ciekawe jak się to zestarzeje. Uwaga, ogłaszam, że Gregor Deschwanden wygra w tym sezonie turniej czterech skoczni xd.

  • ms_ doświadczony
    @szczurnik

    Tak samo jako ten fragment, że Andreas Felder jest obecnym trenerem reprezentacji Austrii. Może z małymi zmianami to jakiś artykuł, który wrzucili w 2019 roku po podium Peiera w Niżnym Tagile albo po zdobyciu przez niego medalu w Seefeld.

  • ReszkaFan początkujący

    Kuettel też ma medal mistrzostw świata

  • Szymi1999 początkujący

    Gregor za 2 miesiące skończy 33 lata. Można? Można

  • zimowy_komentator profesor
    @Arturion

    Za tydzień jego skocznia, zatem może pokusi się o kolejne podium?

  • Arturion profesor
    @szczurnik

    Tak. Skompilowany.

  • szczurnik stały bywalec

    Tekst chyba z odległej przeszłości: "Od blisko 28 lat Helwetom nie udało się powtórzyć tej sztuki." - zaraz będą 32 lata...

  • Arturion profesor

    No trzyma formę Gregor aż miło. Pewnie sezon życia wykręci. Może i jeszcze jakieś podium wpadnie?

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl